Z dużą uwagą czytałem relacje z wystąpienia wicepremiera i ministra finansów, Mateusza Morawieckiego, który przedstawił w Sejmie założenia do przyszłorocznego budżetu. Z tej mowy może jeszcze nie wyłonił się raj na ziemi, ale na pewno coś więcej niż „zielona wyspa”, nie mówiąc już o „ciepłej wodzie w kranie”. Wydatki wyniosą 397,1 mld zł, a dochody 355,8 mld zł, deficyt sektora finansów publicznych 2,7 proc. PKB. – A więc bardzo bezpiecznie, mówił Mateusz Morawiecki – w granicach kryteriów konwergencji z Maastricht i unijnych parametrów*.
Oczywiście „nadal uszczelniać będziemy system podatkowy”, choć przecież już teraz wpływy z VAT biją wszelkie rekordy. Państwową kasę zasypuje góra pieniędzy – starczy na oddanie po 10 tys. złotych górnikom za stare deputaty węglowe (w sumie ponad 2 mld. złotych), a wzrost wydatków na służbę zdrowia będzie taki, jakiego nie było przez 28 lat! Będą pieniądze na sprzęt medyczny, na skrócenie kolejek, endoprotezy, leczenie zaćm, onkologię, chirurgię. Nie wiem, czy nie z powodu strajku lekarzy-rezydentów, ale w przemówieniu wicepremiera znalazł się nawet akapit o 81 dodatkowych milionach zł. na wynagrodzenia akurat dla nich… Tylko dlaczego, mimo kilkunastodniowej głodówki, zerwali rozmowy z panią premier i panem ministrem zdrowia, jako nic niedające, poza tym, że do społeczeństwa idzie komunikat o ich pazerności?…
Spoza ogromu fruktów obiecanych przez Mateusza Morawieckiego takich pytań „dlaczego” wyziera więcej.
Co w rodzinach 500+?
Na ten program wydamy w przyszłym roku prawie 25 mld zł. – mówił wicepremier. Świetnie, to bardzo dobry program. Tylko, co ma znaczyć fakt, że rząd rozpoczął jednocześnie niezwykle skrupulatną akcję kontroli tych wydatków? Różni inspektorzy i pracownicy społeczni sprawdzają status rodzinny samotnych matek, które otrzymują to świadczenie, sprawdzani są pracodawcy, bo podobno skala nadużyć, które towarzyszą programowi, zaczyna być niepokojąca. Pary fikcyjnie rozwodzą się, pracownicy dogadują się z pracodawcami w sprawie fikcyjnego obniżania zarobków, tak, by kwalifikowały pracownika do świadczenia 500+. Oczywiście oszukiwać państwa nie wolno, ale na szczęście zewsząd słyszymy, że program 500+ w żadnym wypadku zagrożony nie jest…
Drogi mało ekspresowe
Skoro jest tak dobrze, jak opowiada pan wicepremier Morawiecki, to dlaczego wydatki na drogi zostały w przyszłym roku okrojone o 2 mld. zł? Przecież jeszcze w połowie tego roku rząd sam zwiększył ze 107 do 135 mln zł. pulę na nowe autostrady, ekspresówki i obwodnice miast. Obiecywano budowę drogi ekspresowej S19 z Białegostoku przez Lublin i Rzeszów do granicy ze Słowacją, autostrada A2 miała podejść pod Białą Podlaską, a S17 z Lublina dotrzeć do granicy z Ukrainą. Tymczasem okazało się, że pieniędzy jest mniej, a nie więcej. Co się stało, skoro jest tak dobrze?… Ministerstwo Finansów, odpowiadając „Gazecie Wyborczej” wyjaśniło, że przyczyna leży w opóźnieniach. Budowa dróg jest mniej zaawansowana niż planowano, więc i pieniędzy w przyszłym roku tyle, ile obiecywano, nie potrzeba… Okazuje, że opóźnionych jest aż 200 kilometrów dróg ekspresowych (z planowanych 300 kilometrów)! Mało tego – jak zapowiada „GW” w przyszłym roku wydatki na obsługę długów zaciągniętych na budowę dróg niemal zrównają się z bieżącymi wydatkami na inwestycje, co oczywiście będzie musiało się odbić na ogólnym bilansie drogowym.
Gdzie ci inwestorzy?
Jak poinformował GUS, w pierwszym półroczu 2017 r. firmy zainwestowały o 1,7 proc. mniej niż przed rokiem… Miało być odwrotnie! A nie da się przecenić wpływu inwestycji na stan gospodarki – to jeden z motorów ją napędzających. Według GUS nadal trwa inwestycyjna zapaść w największych polskich przedsiębiorstwach – w pierwszym półroczu 2017 r. duże firmy zmniejszyły nakłady inwestycyjne o blisko 4 proc. Inwestycje wstrzymują też małe firmy (zatrudniające od 10 do 50 osób). Po 12,6 proc. spadku w pierwszym półroczu ubiegłego roku, teraz – w pierwszej połowie 2017 r. – ich inwestycje obniżyły się o kolejne 17,2 proc. Przez sześć pierwszych miesięcy 2017 r. małe firmy wydały na inwestycje zaledwie 3,6 mld zł. To mniej niż w kryzysowym 2009 r.
Z badań (m.in. Narodowego Banku Polskiego) wynika, że inwestycje przedsiębiorstw hamują przede wszystkim na skutek niepewności i zmienności otoczenia prawnego. Tak na marginesie – niepewność prawna i polityczna najbardziej płoszy obcy kapitał. Między nami mówiąc, wszystkie nasze spory – zarówno wewnętrzne, jak i te przenoszone do Brukseli, mają swój wpływ na opinię o Polsce. Zaczynamy być postrzegani trochę jak sąsiedzi, na których trzeba uważać…
Sztuka wydawania pieniędzy
Inny powód do zmartwienia, to wydatki środków europejskich. Ich zaawansowanie wynosi zaledwie w 30 proc. Zdaniem „Dziennika.pl”, to najgorszy wynik, od kiedy jest taka pozycja w kasie państwa. Jeśli chodzi o inwestycje, do których dokłada się Bruksela, bieżący rok jest wyjątkowo słaby. A przecież wydawałoby się, że trzeba korzystać pełnymi garściami, bo ten złoty okres może się skończyć. Tu, w Brukseli, jest już wystarczająco dużo symptomów nadchodzących zmian. Jest już prawie pewne, że w unijnym budżecie po roku 2020 pieniędzy będzie mniej niż dotychczas. Wiele wskazuje również na to, że mogą zmienić się zasady dostępu do nich. Na pomniejszenie unijnego budżetu na pewno wpłynie Brexit. Polska doświadczy tego pomniejszenia także z innego powodu – otóż niektóre bogatsze regiony naszego kraju po prostu wypadną z finansowania – nie są już wystarczająco ubogie, by spełnić kryteria przyznawania unijnych środków. Miejmy też na uwadze, że odejście Wielkiej Brytanii zmniejszy poziom europejskiego PKB na głowę mieszkańca Unii, co z kolei – przy wzroście polskiego PKB – dodatkowo zmniejszy różnicę między krajami bogatymi, a nami – dotychczasowymi beneficjentami unijnej szczodrości i może być jeszcze jednym powodem do rewizji zasad rozdziału pieniędzy…
Na dodatek – i to jest bardzo ważne – rozważa się zastąpienie dotychczasowych unijnych dotacji instrumentami finansowymi, na przykład niskooprocentowanymi pożyczkami. Czyli państwa nie będą dostawały „kopert”, tylko możliwości. Unia Europejska przeprowadza już tego typu eksperyment w postaci tzw. „planu Junckera”. Polega on właśnie na przygotowywaniu projektów inwestycyjnych i aplikowaniu na ich podstawie o gwarancję unijnych instytucji finansowych. Uzyskanie jej na określoną sumę staje się atutem w pozyskaniu tej sumy na rynku – od partnerów gospodarczych i w lokalnych bankach inwestycyjnych. Zatem nie tak jak dotąd – pieniądze do ręki, tylko pewna gra gospodarczo-finansowa, której celem jest sfinalizowanie konkretnego przedsięwzięcia.
Poza tym możliwe jest – i takie głosy też dochodzą z Komisji Europejskiej – „całkowite przedefiniowanie obecnej polityki regionalnej”. Jak informowało radio RMF, (a korespondentka tego radia ma tu bardzo dobre kontakty) mniej pieniędzy do podziału może być także w związku z tym, że pojawiły się nowe cele dla UE, np. migracja czy obronność. Może się więc zdarzyć i tak, że Polska, która nie przyjmuje uchodźców, nie skorzysta z tego źródła.
Prawo Unii
Kolejnym zagrożeniem dla naszych finansów są kwestie praworządności. Rząd PiS zachowuje w tej sprawie dużą pewność siebie, ale wcale nie jest przesądzone, że robi dobrze. Właśnie Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy przyjęło rezolucję wzywającą władze w Polsce, aby powstrzymały się od wszelkich reform, które mogłyby zagrozić poszanowaniu zasad państwa prawa, a zwłaszcza funkcjonowaniu Krajowej Rady Sądownictwa i niezawisłości sądownictwa oraz prokuratorów. „Zachęcono” nasz rząd do korzystania z odpowiednich uregulowań Rady Europy, do pełnej współpracy z jej organami oraz do wdrożenia zaleceń Komisji Weneckiej… Co by nie mówić, brzmi to niedobrze. To zresztą dla niektórych członków Unii też może być argument, żeby nie przyznawać tak wysokich jak do tej pory kwot państwom nierespektującym unijnych wartości. Najbardziej podkreślają tę sprawę Skandynawowie, Włosi, Francuzi, Holendrzy, Belgowie, Austriacy, Hiszpanie, Luksemburczycy, ale także Słoweńcy, Bałtowie i Czesi – powiedział RMF FM urzędnik w Komisji Europejskiej… Oczywiście – wśród tych państw widzimy przede wszystkim te, w których kwestie praworządności i – że tak powiem – czystości strukturalnej państwa, są na najwyższym poziomie. Ale są też i takie, które być może liczą, że odsunięcie Polski na bok stworzy im możliwość większego udziału w podziale mniejszego unijnego tortu.…
Na razie pewne jest jedno: w maju 2018 Komisja Europejska zaproponuje wieloletni budżet UE po 2017 roku, który będzie następnie przedmiotem dyskusji i ostatecznie jednomyślnej akceptacji państw członkowskich. Czyli do tego momentu nic o nas bez nas – budżet unijny w generalnych zarysach bez naszej zgody nie będzie mógł być przyjęty… Jednak już propozycje dotyczące zasad korzystania z unijnych funduszy pojawią się później i będą przedmiotem głosowania większościowego w unijnej Radzie (rządy państw członkowskich) i Parlamencie Europejskim. I tu już może być różnie…
Dlatego słuchając imponujących obietnic pana wicepremiera Morawieckiego nie należy tracić z pola widzenia szerszego kontekstu. Ja na przykład cieszę się z niewątpliwych osiągnięć tego rządu w dziedzinie społecznej. Programy społeczne nie tylko zostały przepisane z planów SLD, ale są realizowane i przynoszą rodzinom konkretne korzyści, a bardzo często po prostu ulgę. Nie mogę jednak udawać, że nie widzę i nie czytam o niepokojących sygnałach z otoczenia tych sukcesów – właśnie o owym spowalnianiu inwestycji, o opóźnieniach ważnych infrastrukturalnych programów (na przykład modernizacji dróg), nie mogę udawać, że nie słyszę i nie czytam o awansach w hierarchii zawodowej i państwowej rodem z poprzedniej epoki, o nieprawdopodobnych „kominach płacowych” dla wybranych, o tym wszystkim, o czym co i rusz się dowiadujemy. Nie mogę również nie widzieć – zwłaszcza pracując w Parlamencie Europejskim szerszego, unijnego kontekstu, w jakim przyszło nam żyć. Gromadzą się wokół nas zagrożenia, które z jednej strony są obiektywne, od Polski nie zależą – na przykład Brexit i jego skutki, ale z drugiej strony wiele rysuje się takich, które mogą być bezpośrednim skutkiem naszej polityki. Nigdzie nie jest powiedziane, że dotychczasowe warunki uzyskiwania finansowego wsparcia z Unii Europejskiej będą niezmienne, i że ewentualne zmiany nie będą miały związku z przestrzeganiem unijnych zasad w krajach członkowskich…
A bez pieniędzy unijnych nie pomogą nam nawet najszczelniejsze wały i najgęstsze sieci zbudowane i splecione przez wicepremiera Morawieckiego dla połowu pieniędzy wyciekających z podatku VAT.
Prof. Bogusław Liberadzki, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
*W tekście wykorzystano publikacje Dziennika Gazety Prawnej, Dziennika.pl, Rzeczpospolitej, Gazety Wyborczej, TVP, TVP Info, RMF FM i TVN24.