Czy zgodzi się Pan z nami, że wydarzenia z 11 listopada położyły się ciężarem na naszych szansach by w tej debacie uniknąć przyjęcia rezolucji, która otwiera drogę do sankcji?
– Bez wątpienia. I to można było obserwować nie tylko na sali plenarnej, usłyszeć w wystąpieniach poszczególnych posłów. W tym bardzo bogatym dla mnie w obowiązki tygodniu – z racji funkcji pełnionych w komisji transportu i we władzach Parlamentu Europejskiego – miałem dużo spotkań międzynarodowych. Dotyczyły one różnych spraw, głównie współpracy Parlamentu Europejskiego z krajami moich rozmówców. Muszę powiedzieć, że każdy z nich, korzystając z okazji, pytał mnie, co się w Polsce dzieje?
Na szczęście pan prezydent odniósł się do tej sprawy stanowczo i jednoznacznie. Można powiedzieć, że „uratował twarz” Polsce, bo przecież do chwili jego wystąpienia, przedstawiciele rządu bagatelizowali, to co strwożyło wszystkich obserwatorów. Zresztą, jak słyszę, do tej pory nie brakuje głosów, że mieliśmy do czynienia „z prowokacją niewielkich grupek, które próbowały zakłócić Polakom radosne święto”.
Dialog właz polskich z Unią Europejską jest już bardzo długo w zawieszeniu. Od wielu miesięcy kontakty ograniczają się do wymiany korespondencji, skupiają na drugorzędnych złośliwościach, miast sięgać do istoty problemu. Podczas debaty europosłowie PiS, nakrzyczawszy uprzednio na wszystkich, wyszli z sali, nie podjęli dyskusji. Czy nie ułatwili przez to swym kolegom decyzji? Przecież przewaga 438 do 152 jest miażdżąca.
– Ma pan rację, niestety. Moim zdaniem koledzy z PiS popełnili wielki błąd. Parlament Europejski jest miejscem, gdzie z natury rzeczy się dyskutuje, gdzie decyzje wypracowuje się w dialogu. Rejterada, niepodejmowanie dialogu, musi skończyć się katastrofą. Co do meritum tego sporu – powtórzę to, co mówiłem zawsze i co w Unii Europejskiej nigdy nie straci znaczenia:
Unia jest wspólnotą wartości – demokracji, równości, państwa prawa, praw człowieka. Podpisując w Atenach Traktat Akcesyjny i potem Traktat Lizboński, Polska zobowiązała się nie tylko wprowadzić te wartości w swe państwowe życie, oprzeć je na tych wartościach, ale też zobowiązała się ich strzec. To są zasady jasne i klarowne. Albo się ich przestrzega, albo w Unii ma się kłopoty. Reszta, te wszystkie zaklęcia, jeremiady i gorzkie żale wokół tego, kto jest godzien reprezentować Polskę na forum międzynarodowym, a kto nie – tak naprawdę nie mają żadnego znaczenia.
Czytaj cały wywiad z prof. Bogusławem Liberadzkim, wiceprzewodniczącym Parlementu Europejskiego, kliknij tu.